Our Father! Thou hast brought the spring again;
Again Thy hand strews gifts and makes us glad;
Joyful in rich profusion smiles the plain,
Yet Father, we are sad!The winter gloom has swiftly winged away,
The heavens above us don their clearest blue;
But with the grass that springs in fresh array
No hopes for us renew.Earth hears the birds that throng in joyous troops.
Reviving dew upon her bosom lies;
Behold the primrose of our hope! it droops
For lack of dew it dies!Birds in returning home beyond the sea
Dip wings with tuneful song in ocean’s foam;
But we, poor pilgrims — when, alas! shall we
Returning find a home?…
The new sun lighting up the world today
Makes beautiful earth’s bosom cold and stark
But for the exiled sheds no cheering ray —
All, all for us is dark!…
But we, so long as any strength is left,
Will with sad hearts united as in one
Pray with the voices of millions thus bereft,
Give us more sun — more sun!
From —Poets and Poetry of Poland A Collection of Polish Verse, Including a Short Account of the History of Polish Poetry, with Sixty Biographical Sketches of Poland’s Poets and Specimens of Their Composition— by Paul Soboleski.
Ojcze nasz Ojcze! znowu dajesz wiosnę,
Znów skarby sypiesz dłonią twą rozrzutną!
Wszystko dokoła wesołe, radośne —
Ale nam Ojcze! nam… smutno!Śnieżne zimowe gdzieś przepadły chmury
Już niebo żywszą barwą błękitnieje,
Trawka kiełkuje i pnie się do góry —
Z nią razem nasze nadzieje!Ziemia odżyła — słychać ptasząt piosnki,
Bo zbawczą rosę dały im niebiosy —
Panie! a naszych nadziei pierwosnki
Czyż jeszcze zwiędną bez rosy!Zamorska ptastwa skończyła się jazda
Wraca, i zdała już radośnie nóci!
A my tułacze — do swojego gniazda
Czyliż z nas który powróci?Oto już rzeki z kajdan uwolnione
Na cześć swobody szemrzą hymny święte
Wszystkie już, wszystkie kajdany skruszone
Ach! tylko nasze nietknięte!Na te kajdany — och! my już wylali
Tyle łez gorzkich, tyle krwi niewinnej,
Że choć z piekielnej ukute są stali
Dawnoby pęknąć powinny!Ale to jarzmo Ojcze! jest zatrute
Niedość niestety! że nam karki sprzęga
Niedość, że dłonie w żelazo zakute —
Lecz jadem serca dosięga!Ach! nie dosięgnie. nim dojdzie do duszy
Zapal nam serca! zapal twojem tchnieniem!
Bo jad niewoli niczem się niegłuszy
Jeno miłości płomieniem!Już nowe słońce dla świata się pali
Wszystko ożywia potęgą tajemną —
My!… ni promyka dotąd niedostali!…
Ciemno nam Ojcze! och! ciemno!Więc też błądzimy — poznać się niemożem!
Niejeden w kacie mniema widzieć brata!
Niejeden w brata tym uderza nożem,
Którym chciał przebić pierś kata!Toż póki siły, póki tchu nam stanie,
Póki męczarniom niewymodlim końca,
Głosem miljonów wołamy: o! Panie!
Słońca nam! słońca! ach! słońca!