Category: Poetry

PNCC, Poetry,

April 1 – On the 70th Anniversary of the Birth of Bishop Fr. Hodur by Francsziek Chmiel

On April 1, 2009 we observe the 143rd anniversary of the birth of Franciszek Jan Hodur, who was born on Easter Sunday, April 1, 1866 in Żarki, Poland. In order to honor this event, God’s Field, the Official Organ of the Polish National Catholic Church, reprinted a poem by Franciszek Chmiel which was printed in the 1936 edition of Straż on the occasion of the 70th birthday of Bishop Hodur. The poem was translated by the Most Rev. Robert M. Nemkovich, Prime Bishop of the Polish National Catholic Church.

On the First day of April, at the beginning of Spring,
When after the winter everything bursts forth to life,
This is a joyous day for us, National Catholics,
As well as for other good Polish people.

On this day a truly great Pole,
That is Bishop Hodur, a friend of the people,
Who suffered together with the people not for his own cause,
But desired that we would break our fetters

In which we were bound up to our ears,
We did not have the strength to break away
because of our own inability,
Until Bishop Hodur crushed those bonds —
And we are free through his assistance.

At the present time already twenty-thousand people
Are free in America and in the Fatherland;
God grant that yet twice as many more
In the near future would be united together with us.

I believe that the wish herewith can be fulfilled,
And that it is even possible that a million people
Would recognize where God’s true Temple is —
With working together with struggle,
we will achieve that miracle.

Bishop, we wish you good health, happiness
And in His intentions every success
So that in your immigrant life here in America, and
In your further life you would not experience tribulations.

These are my simple, but sincere wishes,
On Bishop’s 70th year anniversary —
Through the Straz newspaper I extend greetings:
I wish you, Bishop, “sto lat” — one hundred years.

fhodur

W dniu pierwszego kwietnia, na początku wiosny,
Gdy wszystko po zimie do życia się budzi,
Dla nas Narodowców ten dzień nam radosny,
Jakoteż i innych dobrych polskich ludzi.

W tym dniu się urodził Wielki Polak prawy,
To Ksiądz Biskup Hodur, przyjaciel ludowy,
Który cierpiał z ludem nie dla swojej sprawy
Lecz pragnął abyśmy zerwali okowy.

W których to okowach byliśmy po uszy,
Nie mieliśmy siły wyrwać się z niemocy,
Aż Ksiądz Biskup Hodur te okowy kruszy —
I jesteśmy wolni przy Jego pomocy.

Już obecnie wolnych jest dwieście tysięcy,
Ludu W Ameryce i w Ojczystej ziemi;
Daj Boże, by jeszcze drugie tyle więcej,
W krótkim czasie z nami byli połączeni.

Wierzę, ze się ziszczą niniejsze życzenia,
A nawet możliwe, że miliony ludu
Poznają, gdzie Boża prawdziwa Świątynia
Wspólną Pracą, Walką, dokonamy cudu.

Księdzu Biskupowi zdrowia, szczęścia życzę,
A w Jego zamiarach wszelkiej pomyślności:
Aby na wychodźstwie, tutaj w Ameryce,
W dalszem swojem życiu nie zaznał przykrości.

To są moje skromne, lecz szczere życzenia,
W siedemdziesiąt lecia Biskupa rocznicę —
Ja przez Straż gazetę składam pozdrowienia:
Księdzu Biskupowi sto lat życia życzę.

Poetry

March 31 – Pointless your mourning by Adam Asnyk

Pointless your mourning and your toil
Helpless your curses dire
Past forms no miracle can bring
Back from funereal pyre.

The world will not release its grip
On fleeting ghosts of yore
Fire or sword will not bring back
What’s lost forevermore.

One must go forward with the living
Reach for new life, instead
Of placing a bunch of wasted laurels
Stubbornly on one’s head.

You shall not turn the tide of life!
Your anger keep at bay
Pointless your mourning and your toil
The world shall go its way.

Translated by Jan Rybicki

Franz Kafka, Logic is doubtless unshakable, but it cannot withstand a man who wants to go on living. —“ The Trial

Daremne żale, próżny trud,
Bezsilne złorzeczenia!
Przeżytych kształtów żaden cud
Nie wróci do istnienia.

Świat wam nie odda, idąc wstecz,
Zniknionych mar szeregu;
Nie zdoła ogień ani miecz
Powstrzymać myśli w biegu.

Trzeba z żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe,
A nie w uwiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę.

Wy nie cofniecie życia fal,
Nic skargi nie pomogą!
Bezsilne gniewy, próżny żal!
Świat pójdzie swoją drogą.

Poetry

March 30 – Song II from Book I by Jan Kochanowski

The heart swells, when we look at this season:
Not long ago the forests were barren,
Snow was piled higher than a foot outside,
And on the river heavy carts could ride.

Now a trim of leaves graces every tree,
The wild meadows blossomed beautifully;
The ice has gone and over clear waters
Sail along the ships and the carved cutters.

Now the entire world is truly laughing:
The grain is up, the west wind is blowing,
The birds again are fitting out their nests
And burst into song before the dawn crests.

But the root of a truly happy sense
Is when a man enjoys a clear conscience
And in his heart suffers no blemished spots;
Why should he feel ashamed of his own thoughts?

No need to pour him wine and drink along,
Nor play the lute, nor lift the voice in song;
With water alone he will be happy,
As he truly feels free from all worry.

But the one who’s gnawed by a hidden moth,
Will not delight in the rich dinner broth,
No song, nor even a voice will move him,
Everything goes past his ears with the wind.

Good cheer, which no one can ever enthrall,
Even by putting rich silks on the wall,
Do not look down upon my twigged arbor,
And stay with me, if I’m drunk or sober.

Translated by Michal J. Mikos

Serce roście patrząc na te czasy!
Mało przed tym gołe były lasy,
Śnieg na ziemi wysszej łokcia leżał,
A po rzekach wóz nacięższy zbieżał.

Teraz drzewa liście na się wzięły,
Polne łąki pięknie zakwitnęły;
Lody zeszły, a po czystej wodzie
Idą statki i ciosane łodzie.

Teraz prawie świat się wszystek śmieje,
Zboża wstały, wiatr zachodny wieje;
Ptacy sobie gniazda omyślają,
A przede dniem śpiewać poczynają.

Ale to grunt wesela prawego,
Kiedy człowiek sumnienia całego
Ani czuje w sercu żadnej wady,
Przeczby się miał wstydać swojej rady.

Temu wina nie trzeba przylewać
Ani grać na lutni, ani śpiewać;
Będzie wesół, byś chciał, i o wodzie,
Bo się czuje prawie na swobodzie.

Ale kogo gryzie mól zakryty,
Nie idzie mu w smak obiad obfity;
Żadna go pieśń, żadny głos nie ruszy,
Wszystko idzie na wiatr mimo uszy.

Dobra myśli, której nie przywabi,
Choć kto ściany drogo ujedwabi,
Nie gardź moim chłodnikiem chruścianym;
A bądź ze mną, z trzeźwym i z pijanym!

Poetry,

March 29 – By the Mark by Gillian Welch

When I cross over
I will shout and sing
I will know my savior
By the mark where the nails have been

    By the mark where the nails have been
    By the sign upon his precious skin
    I will know my savior when I come to him
    By the mark where the nails have been

A man of riches
May claim a crown of jewels
But the king of heaven
Can be told from the prince of fools

On Calvary Mountain
Where they made him suffer so
All my sin was paid for
A long, long time ago

Poetry

March 28 – To Citizen John Brown by Cyprian Kamil Norwid 

From a letter written to America: November, 1859

Across the Ocean’s rolling expanse
I send you a song, as it were a seagull, oh John!…

Its flight will be long to the Land
Of the Free — for it’s now doubtful whether it will arrive…
— Or whether, as a ray from your noble grey hair,
White — on an empty scaffold alights:
That your hangman’s son with child’s hand
May cast stones at the guest seagull.

Then the ropes will tell whether
Your bare neck is unyielding;
Then you will try the ground under your heels,
That you may kick away this debased planet —
And the dirt from beneath your feet, as a frightened reptile
Vanishes —
Then will they utter: “Hanged…” —
They will speak and wonder among themselves, could this be a lie?

Then, before they place the hat on your face,
That America, having recognized her son,
Will not shout at her twelve stars:
“Extinguish the feigned fires of my crown,
Night falls — a black night with the face of a Negro!”

Then, before Kosciuszko’s phantom and Washington’s
Quake — accept the beginning of the song, oh John…
For while the song matures, sometimes a man will die,
But before the song dies, a nation will first arise.

Translated by Walter Whipple

john_brown_the_martyr

Z listu pisanego do Ameryki w 1859, listopada

Przez Oceanu ruchome płaszczyzny
Pieśń Ci, jak mewę, posyłam, o! Janie…

Ta lecieć długo będzie do ojczyzny
Wolnych – bo wątpi już: czy ją zastanie?…
– Czy też, jak promień Twej zacnej siwizny,
Biała – na puste zleci rusztowanie :
By kata Twego syn rączką dziecinną
Kamienie ciskał na mewę gościnną!

Więc, niźli szyję Twoją obnażoną
Spróbują sznury, jak jest nieugiętą;
Więc, niźli ziemi szukać poczniesz piętą,
By precz odkopnąć planetę spodloną –
A ziemia spod stóp Twych, jak płaz zlękniony,
Pierzchnie –
więc, niźli rzekną: “Powieszony…” –
Rzekną i pojrzą po sobie, czy kłamią? – –

Więc, nim kapelusz na twarz Ci załamią,
By Ameryka, odpoznawszy syna,
Nie zakrzyknęła na gwiazd swych dwanaście:
“Korony mojej sztuczne ognie zgaście,
Noc idzie – czarna noc z twarzą Murzyna!”

Więc, nim Kościuszki cień i Waszyngtona
Zadrży – początek pieśni przyjm, o! Janie…
Bo pieśń nim dojrzy, człowiek nieraz skona,
A niźli skona pieśń, naród pierw wstanie.

Poetry

March 27 – The Souls Lament, Part I

Jesus, You are led to Your death;
O gentle Lamb, sought after by the Jews.
Jesus, my beloved.

Jesus, for thirty pieces of silver
You were sold by unworthy Judas.
Jesus, my beloved.

Jesus, heavy laden in Your grief,
by the vision of death troubled so sorely.
Jesus, my beloved.

Jesus, in the garden kneeling,
faith You are drenched with Your sweat of blood.
Jesus, my beloved.

Jesus, with a kiss You were betrayed
by a treacherous disciple.
Jesus, my beloved.

Jesus, You are bound in great pain
with thick ropes by sneering soldiers.
Jesus, my beloved.

Jesus, mocked by mobs relentlessly
in the court of Annas, high court of the land.
Jesus, my beloved.

Jesus, dragged on the way to Caiaphas,
pulled by the hair and shoved so savagely.
Jesus, my beloved.

Jesus, by the wicked Malchus
struck on the cheek with a gauntlet or armor.
Jesus, my beloved.

Jesus, by two false witnesses,
You were accused as a criminal unjustly.
Jesus, my beloved.

We hail You, Jesus!
All honor to You:
For man degraded,
humniliated.
To You all glory,
praises and honor,
Lord God everlasting.

Translation by the National United Choirs of the Polish National Catholic Church, Music Commission

[audio:https://www.konicki.com/wp-content/uploads/2009/03/03-gorzkie-c2afale-i-lament-duszy-nad-cierpi_cym-jezusem.mp3]

Jezu, na zabicie okrutne,
Cichy Baranku od wrogów szukany,
Jezu mój kochany!

Jezu, za trzydzieści srebrników
Od niewdzięcznego ucznia zaprzedany,
Jezu mój kochany!

Jezu, w ciężkim smutku żałością,
Jakoś sam wyznał, przed śmiercią nękany,
Jezu mój kochany!

Jezu, na modlitwie w Ogrójcu
Strumieniem potu krwawego zalany,
Jezu mój kochany!

Jezu, całowaniem zdradliwym
Od niegodnego Judasza wydany,
Jezu mój kochany!

Jezu, powrozami grubymi
Od swawolnego żołdactwa związany,
Jezu mój kochany!

Jezu, od pospólstwa zelżywie
Przed Annaszowym sądem znieważany,
Jezu mój kochany!

Jezu, przez ulice sromotnie
Przed sąd Kajfasza za włosy targany,
Jezu mój kochany!

Jezu, od Malchusa srogiego
Ręką zbrodniczą wypoliczkowany,
Jezu mój kochany!

Jezu, od fałszywych dwóch świadków
Za zwodziciela niesłusznie podany,
Jezu mój kochany!

Bądź pozdrowiony,
bądź pochwalony,
Dla nas zelżony
i pohańbiony.
Bądź uwielbiony!
Bądź wysławiony!
Boże nieskończony!

Poetry

March 26 – My Song by Cyprian Kamil Norwid

For that land where a scrap of bread is picked up
From the ground out of reverence
For Heaven’s gifts…
    I am homesick, Lord!…

For the land where it’s a great travesty
To harm a stork’s nest in a pear tree,
For storks serve us all…
    I am homesick, Lord!…

For the land where we greet each other
In the ancient Christian custom:
“May Christ’s name be praised!”
    I am homesick, Lord!…

I long still for yet another thing, likewise innocent,
For I no longer know where to find
My abode…
    I am homesick, Lord!

For worrying-not and thinking-not,
For those whose yes means yes — and no means no —
Without shades of grey…
    I am homesick, Lord!

I long for that distant place, where someone cares for me!
It must be thus, though my friendship
Will never come to pass!…
    I am homesick, Lord!

Translated by Walter Whipple

Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów Nieba….
    Tęskno mi, Panie…

Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
Bo wszystkim służą…
    Tęskno mi, Panie…

Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony
Są, jak odwieczne Chrystusa wyznanie,
“Bądź pochwalony!”
    Tęskno mi, Panie…

Tęskno mi jeszcze i do rzeczy innej,
Której już nie wiem, gdzie leży mieszkanie,
Równie niewinnej…
    Tęskno mi, Panie…

Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,
Do tych, co mają tak za tak – nie za nie,
Bez światło-cienia…
    Tęskno mi, Panie…

Tęskno mi owdzie, gdzie któż o mnie stoi?
I tak być musi, choć się tak nie stanie
Przyjaźni mojéj…
    Tęskno mi, Panie…

Poetry

March 25 – O Mary, spotless virgin

O Mary, spotless virgin,
Allow us to see the face of God,
Of the heavenly Lord.

Spotless, you conceived Jesus,
Carried and brought Him to birth,
You were the first to pray to Him.

Through your most holy fruit,
Dear Virgin, deign to support us,
Strengthen our body, our soul.

You see that we are constrained
By great diseases,
Therefore pray for us.

We trust that you will be heard
By Him who moves the entire world,
All creation listens to Him.

When you, most holy, are praying,
All the saints are praying too,
When you are silent, so are they.

May we at this sermon
Come to knowledge of God,
After this prayer to Mary,

Which was given to all good people
And specially those pious ones.
Let each of us greet her

With this greeting. That’s how the angel
Greeted the most holy,
Saying: “Hail Mary”.

Translated by Michael J. Mikoś

annunciation_nesterov

Maryja, czysta dziewice,
Daj nam widzieć Boże lice,
Niebieskie dziedzice!

Czysta, Krysta jeś poczęła
I snosiła, porodziła,
Z nas pirwsza prosiła.

Przez ten twoj naświętszy owoc,
Miła Panna, racz nam wspomoc,
Na duszy, na ciele wzmoc.

Widzisz, żesmy opętani
Wielikimi niemocami,
Przez to proś za nami.

Wierzymy, iż cie wysłusza
Ten, jen wszytkim światem rusza,
Jegoż wsza twarz słusza.

Tyś naświęsza modlisz kiegdy,
Modlą wszytcy święci tegdy,
Milczą – milczysz wszegdy.

Abychom na tem kazaniu
Przyszli k bożskiemu poznaniu
Po tem zawitaniu,

Zgotowano jeż wszem dobrym,
A osobnie Bogiem szczodrym,
Pozdrow pozdrowienim

Z nas każdy, tym pozdrowi ją
Anjoł, gdyż naświętszą wieci,
Rzkąc: “Zdrowa jeś Maryja”.

Poetry

March 24 – We herald the voice

Joyous heart of the Most Sacred Heart,
We herald the voice speaking in God’s Holy Name,
Because Gabriel arrived today the golden herald,
From the highest heavens.

Speaking to the ever blessed and Holy Virgin,
He tells of God’s parental desire;
Today’s triumph from this model of angels,
All rejoice.

So now all come, the cosmos is here,
It is fitting, we praise the Prince,
Of the seven standing before the One God,
The one before Him.

Partial translation by Dcn. Jim

gabriel_byzantine

Wesołem sercem ku czci Najświętszemu,
Krzyknijmy w głosy Imieniu Pańskiemu,
Bo dziś Gabryel przybył złoto-pióry,
Z niebieskiej góry.

I mówi z świętą Dziewosłąb Dziewicą,
By pozwoliła Bożą być Rodzicą;
Dziś tryumfują z tej miary Anieli,
Wszyscy weseli.

Przeto dziś wszyscy, cośmy tu przybyli,
Słuszna rzecz, byśmy to Książe wielbili,
Z siedmiu stojących przed Bogiem jednego,
Co przedniejszego.

Jest to Pośrednik i Poseł noszący,
Wielkie poselstwa światu zwiastujący,
Od majestatu skryte tajemnice,
Bożej stolice.

Prześwietny Duchu, zwiastuj nam, żądamy,
On pokój wieczny, którego czekamy,
Byśmy za czasem tam byli przyjęci,
Gdzie żyją Święci.

Zdarz nam tę łaskę, Bóstwo w szczęściu wiecznie,
Ojcu wraz z Synem i z Duchem społecznie,
Którego chwałą niech brzmi w wieczne lata
Cały krąg świata.

Poetry

March 23 – Spring by Elżbieta Drużbacka

O golden season in childlike disguise,
Gay Spring! so gratefully we feel thy smile
We needs must overlook thy vagaries
Whether thy winds blow cold or warmly wile;
Or thou with childlike freedom dost presume
To fright with snow the flowers that earliest bloom.

But shouldst thou frighten thou wilt do no harm,
Neither with freezing cold nor sultry glare;
Thou pleasant season! adding to each charm
An understanding with the sun and air.
Thou knowest when to warm and when to cool,
And age refreshed grows young beneath thy rule.

Thou hast the power to unbind the earth
From frosty chains and give her liberty —
A loving child to her who gave thee birth,
Her fetters fall from her when touched by thee.
And through the warmth that in thy bosom stirs
The icy grasp is loosed at length from hers.

When passes winter’s dark, tyrannic sway,
From thee the earth fresh inspiration draws
Thou openest warm thoroughfares each day
Where frozen clod and hardened debris thaws.
When thy soft breath goes forth upon the Earth.
Life conquers death in all renewing birth.

From —Poets and Poetry of Poland A Collection of Polish Verse, Including a Short Account of the History of Polish Poetry, with Sixty Biographical Sketches of Poland’s Poets and Specimens of Their Composition— by Paul Soboleski.

3_i867786

O! złoty wieku w postaci dziecinnej,
Wiosno wesoła! toć się pięknie śmiejesz.
Wszystko twej ujdzie płochości niewinnej,
Czy chłodem dmuchasz, czyli ciepłem grzejesz;
Wolność jak dziecku dla swojej zabawki
Dziś urodzone straszyć śniegiem trawki.

Przecie choć straszysz, nie uczynisz szkody,
Ni skrzepłem zimnem, ni przykrem gorącem:
Przyjemna pora, czas miły, czas młody
Ma swą umowę z powietrzem i słońcem.,
Wie kiedy zagrzać, wie kiedy ochłodzić,
Ma sposób starość orzeźwić, odmłodzić.

Ty okowaną i ściśnioną ziemię
Od tęgich mrozów uwalniasz z niewoli:
Jak córka matki kochająca plemię,
Kajdany zimne rozpuszcza powoli,
Potem zaś bliższym ogniem gdy dosadzi,
Z lodowej więzy więźnia wyprowadzi.

A po tyrańskiej zimowej opiece
Pozwalasz ziemi odetchnąć swobodnie,
To otworzywszy ciepłych duchów piece
Skościałe role rozwalnia wygodnie:
Im częstsze tchnienia z ust swych rozpościera,
Wszystko się rodzi, a nic nie umiera.

Choć się zasępisz, choć płaczem rozkwilisz,
Nie przykro patrzeć na twoje grymasy,
Spragnioną matkę swymi łzy posilisz,
Ucieszysz pola, łąki, kwiaty, lasy:
Ty wszem żywiołom pożytek przynosisz,
Gdy perłowymi wody często rosisz.

Ty szczodrą zwać się możesz monarchinią,
Która corocznie barwy wszystkim dajesz,
Czego najwięksi mocarze nie czynią,
Tyś chętna w datku, nikogo nie łajesz,
Ty wiesz, co komu za kwartał należy,
Nikt o zapłatę z supliką nie bieży.

Zielone lasy w cieniach rozmaitych
Z pięknych kolorów swe okrycia mają:
Insze na brzozach, insze w gajach skrytych,
Insze na drzewkach niskich się wydają
Insze na buku, grabinie i sośnie,
Insze na dębie, który sto lat rośnie.

Insząś zieloność łąkom naznaczyła,
Jedwabne trawy dawszy im za płaszcze,
Ślicznymi kwiatki jak cacko upstrzyła:
Z tymi się Zefir bawiąc skrzydłem głaszcze,
Te też wzajemnie jak z dzieckiem igrają,
Jedne się wznoszą, a drugie zniżają.

Dopieroż kwiatkom, ziołom ogrodowym,
Obacz, jak piękne sprawiła sukienki,
Trudno opisać, ni Appellesowym
Pędzlem malować ich kolorów wdzięki,
Niech się paryskich fabryk materyja
Wstydzi, wenecki jedwab w kłąbek zwija.